Na zakończenie roku
Przyszedł czas na nieuniknione zmiany - strona w dotychczasowej formule przestała się sprawdzać. Nie mam czasu na duże aktualizacje, książki piętrzą się w stosach i czekają na łaskawe słowo z mej strony, a słowo nie spływa spod palców. Bo nie ma kiedy i nic na to nie poradzę. Nie będę też krył, że pod koniec tego dosyć burzliwego roku jestem nieco wyjałowiony z pomysłów, nie wiem jak i co napisać, żeby to nie była drętwa mowa i żebyście podczas lektury nie zgrzytali zębami. Ot, taki kryzys i wypada się tylko cieszyć, że pisaniem nie zarabiam na życie, bo poszedłbym z torbami.
I dlatego właśnie w mojej głowie zrodziła się pewna antykoncepcja - koniec z 40 kilobajtowymi wrzutami, bo mi to przestało wychodzić. Chciałbym natomiast zaproponować coś na kształt tfu, tfu bloga. Ale nie bloga bloga tylko takiego bloga specjalnego, oczywiście pod tym samym adresem. Jakbym to widział? Zasady podobne do tych, którymi rządzą się blogi, to znaczy podział na miesiące i kolejne wrzuty robione na zasadzie 'doklejek' do poprzednich z danego miesiąca. Czyli częściej (bo łatwiej napisać 20 zdań świeżo po lekturze jednej-dwóch książek niż 500 po 15, i na dodatek po upływie miesiąca) ale mniej (bo notki będą krótsze).
Powiem szczerze - wzdragam się przed tym, bo z doświadczenia wiem, że fajniej czyta się większe kawałki. Człowiek ma czas wciągnąć się w tekst, zaczyna falować w rytmie zgodnym (bądź niezgodnym, mniejsza o to) z rytmem i intencjami piszącego. I krótkie foremki tego nie zastąpią. Ale alternatywą jest powolny acz nieunikniony uwiąd strony. Niestety. Dlatego mam nadzieję, że odniesiecie się do tego z pełnym zrozumieniem. Poza tym zawsze można się wstrzymać z lekturą i pociągnąć za jednym razem pół miesiąca, prawda?
Z góry też chciałbym przeprosić za to, że nie podam dokładnego terminu wprowadzenia tych zmian w życie - nie wiem kiedy będę miał czas, siłę i chęci po prostu, bo jestem ostatnio wyżęty niczym szmata w najpodlejszej jadłodajni z przyczyn zarówno zawodowych, jak i osobistych . Chciałbym zrobić coś między świętami a Sylwestrem ale oceniając realia, to wyjdzie mi to najpewniej w styczniu. Poza tym muszę podciągnąć się z html-a.
Dobra, porzućmy ten minorowy ton i przejdźmy do części przyjemniejszej (taką mam przynajmniej nadzieję). No bo święta za pasem jakby. Najprzyjemniejszy dla mnie czas w roku. Czas spotkań z Rodziną, dawno niewidzianymi znajomymi z rodzinnego miasta i czas błogiego nieróbstwa i niemyślenia o rzeczach nieprzyjemnych, małych, złych. Może to banalne ale lubię się wygrzewać w tym ogniu, który przynajmniej podczas świąt w sercach się pali. A niechby i tli. Można się wyciszyć, nie przejmować pękatymi segregatorami, raportami, sprawozdaniami i wszystkim, co pracowe jest. Można zapomnieć o kredytach, rachunkach i o tym, że w łazience grzejnik cieknie a kuchnia wymaga natychmiastowej rekultywacji. Zamiast tego można znowu się poczuć jak dziecko, pozachwycać się zapachami płynącymi z kuchni i z dużego pokoju, tam gdzie choinka. Owszem, nie ma już takiej frajdy z otwierania prezentów ale nie o to w tym wszystkim chodzi. Przynajmniej dla mnie.
I tego też Wam chciałbym życzyć. Poczujcie magię świąt, nie dajcie się zwariować marketoidom, bo nie w jemiole, paczkach i śmiesznym brzuchatym panu w czerwonym komplecie tkwi sedno. Niech każde z Was spędzi ten czas w gronie najbliższych Wam osób, i nieważne czy będzie to Rodzina, przyjaciele czy kumple. Ważne, żebyście nie siedzieli w domach samotnie, bo to są właśnie te 3 dni w roku, podczas których należy być z tymi, na których nam zależy. Puśćcie w niepamięć wszystkie złe momenty, które skopały was w kończącym się roku. Odetchnijcie od zgiełku, pośpiechu, terminów i dedlajnów. A gdybyśmy się nie spotkali po świętach, to życzę Wam również szampańskiego Sylwestra i takiej zabawy, po której dochodzi się do siebie 3 dni. Do poczytania.