Cykl komunikacyjny podupadł, bo feedback miałem fatalny. Nie żebym był jakąś mimozowatą primadonną ale skoro się nie podobał, to go olałem. Zresztą odkąd uruchomili nocny do Piaseczna, przestałem tłuc się ostatnią 'dziewiątką' więc materiału do opisów siłą rzeczy zabrakło. Ale za to pokuszę się dzisiaj o krótki kawałek na temat. Rzecz będzie o czymś, co wszyscy widzą na co dzień w środkach masowego rażenia i żadnej odkrywczości z mojej strony nie będzie, ale tak jakoś mam potrzebę wewnętrzną, której nie zamierzam stawać na drodze. Pomówmy o dziwnych zachowaniach rodaków, kolejność przypadkowa.
Metro jest wylęgarnią plugawych rytuałów, których nie rozumiem i się do nich nie stosuję. Ale ja jestem dziwny. Natomiast dla 90% podróżujących w wagonikach te absurdalne zachowania są naturalne, co jest kolejnym argumentem przemawiającym za tezą, że Polacy, en masse, są durni. Lećmy po kolei.
'Które wejście wybrać' - i miota się toto po peronie, próbując policzyć ile osób wbija się pierwszym, a ile drugim wejściem. I po nogach depcze. I sadzi łokcie pod żebra. Torbą jaja boleśnie obija. A na koniec i tak wybiera najgorzej. Po co tracić cenne kalorie? Ja tam zawsze wbijam się w te drzwi, które zatrzymały się naprzeciwko mnie (wspominałem kiedyś o mej tajnej zdolności ustawiania się tam, gdzie zatrzymają się drzwi środka komunikacji?).
'Stanę sobie tutaj' - i chuj, że narusza moją przestrzeń intymną, plecakiem podwija mi bluzę i koszulkę pod brodę, depcze mi po butach i szuka wzrokiem rurki, której mógłby się przytrzymać. A potem rzuca go po całym wagoniku, bo rurka za daleko a on przecież stoi tam, gdzie miał ochotę się zatrzymać. Co za wiocha.
'Mam miękkie nogi ale nie złapię rurki' - to domena wątłych wannabe macho-chłopców i macho-facetów. Utrzymanie równowagi bez przytrzymania się czegokolwiek przekracza ich możliwości ale testosteron nie pozwala im na oparcie się o drzwi, posadzenie dupy na wolnym fotelu albo złapanie się uchwytu. Nie ma opcji - tak będę stał. I byłoby fajnie gdyby stał. Ale nim rzuca po wagonie niczym marynarzem podczas sztormu po pokładzie. Z niecierpliwym drżeniem członków czekam aż się kiedyś taki maczo wypierdoli na glebę. Może wtedy się nauczy, że jeżeli jedynym rozwiniętym mięśniem w nodze jest wątła, prawa łydka a zmysł równowagi niedomaga, to należy trzymać się rury albo oprzeć o cokolwiek. Nieskromnie powiem, że ja nie muszę się trzymać rury gdyż wytrenowałem do perfekcji jazdę bez trzymanki w metrze, do poziomu majora w tramwajach niskopodłogowych. Na wiosnę wznowiłem treningi w tramwajach zwykłych. Gdy osiągnę 6 dan, zacznę ćwiczyć w rozpierdalających się Ikarusach.
'Ja tylko dwie stacje' - i stoi taka starowina z trzema siatami, zajmuje miejsce dla 3 osób ale nie usiądzie. Bo ona tylko (tu wstaw liczbę od 1 do 10) stacje. A cała reszta mongołów gapi się to na starowinkę, to na wolne siedzenie i każdy ma zajebisty opór wewnętrzny przed posadzeniem tam dupy i zwolnieniem jednego miejsca stojącego. Ciekawe, że nie mają takich oporów gdy przychodzi do ustąpienia miejsca takiej starowince - nie, wtedy wszyscy mają odbyty przyspawane do tego parszywego pluszu. A same starowinki? No cóż, jak się ma obie ręce zajęte a nogi trzęsą się z powodu zaawansowanego wieku, to zajebiście ciężko jest ustać w miejscu. Najdłuższy zaobserwowany przeze mnie przelot odbył się na dystansie minimalnie krótszym niż jeden rząd krzesełek w rosyjskim wagonie (starego typu). Na szczęście obeszło się bez ofiar.
'Revolving door' - stanie taki kutas obok drzwi, nadjeżdża stacja, tłum rusza do wyjścia a koleś zamiast opuścić wagon, przepuścić trzodę i wrócić na miejsce, okręca się wokół własnej osi o 90% (bo oni zawsze stoją twarzą albo plecami do drzwi) a ludność miast i wsi tratuje mu stopy i próbuje wykastrować tobołkami. Kim jestem żeby dyskutować na temat tego, co sprawia innym przyjemność.
'Przepraszam, czy pan wysiada' - nie, kurwa mać, jadę dalej. Co pani, ankieterka CBOS-u? Nie wiem skąd to przyzwyczajenie i go nie rozumiem. Po ki chuj gramolić się przez tłum w kierunku wyjścia, w chwilę po ruszeniu metra ze stacji poprzedzającej docelową? Potyka się taka łajza, glanuje innych, zmusza do jakichś łamańców. Kiedyś pewnie bym się tym wnerwił, teraz na mej twarzy gości wyraz pogodnej rezygnacji i zadumy nad tępotą rodaków. Głównie płci odmiennej, bo faceci mają w tej materii więcej luzu.
'Ben Johnson vs Robert Korzeniowski' - czasami zdarza się, że tłum wypierdala z metra w tempie, którego pozazdrościć by mu mogli marines desantujący się na Omaha Beach, Iwo Jimie albo Betio. Całość odbywa się płynnie i bez zatorów. Bywa też tak, że u wyjścia robi się zgęstka i wtedy nie ma bata - nie popędzisz. Ale to nie przeszkadza jebanym wagonikowym sprinterom, którzy muszą, niczym Rosjanie, być zawsze 'piersi'. No i włazi ci taki chuj na plecy, rzepki skrobie, dyszy między łopatki, sapie, chrząka, bo on musi. Zesra się a musi. Zyska na takiej karkołomnej operacji sekundę ale musi. Czasami żałuję, że nie jesteśmy takimi flegmatykami jak bracia Czesi i Słowacy, bo nic mnie tak nie wkurwia jak napierający na mnie od tyłu wąsacz w ciuchach trzeciej świeżości. Spryskany wodą toaletową (nazwa słuszna, bo ten denaturat nadaje się tylko do kibla) 'Przemysławka'. Co za gnój daremny.
'Idę kurwa, idę' - tej grupy bydła nie pojmuję. Bo oni muszą się wpierdolić do środka nie czekając aż wszyscy się z wagonika wydalą. I jest to jedyna grupa, w stosunku do której nie mam litości i nie stosuję taryfy ulgowej. Każdy kto próbuje wjebać się w trakcie gdy ja wychodzę, zostaje obcięty werbalnie (najczęstsza fraza: przepraszam, czy mogę wyjść?) i odepchnięty do tyłu brzuchem. Daruję tylko osobom po 50-tce, bo szacunek dla starszych wyssałem z mlekiem matki - tych mijam zręcznym zwodem ciała.
'Tam dalej trawa jest zieleńsza a woda czystsza' - kolejna kasta półmózgów. Wchodzą pierwszym wejściem i zakurwiają przez pół wagonu, bo gdzieś tam, hen daleko, jest nowy, wspaniały świat. Zrozumiałbym to w sytuacji gdy w mijanych sektorach nie byłoby wolnych miejsc. Nie rozumiem debili, którzy mijają wolne miejsca, przechodzą dwa wejścia dalej, wspierają obolałe ciało o rurę i zaczynają sapać, że niby jest im źle a chuje nie chcą im miejsca ustąpić. Niepokurwajęte.
'Ja tam, wiesz pan, kawiarnie wręcz uwielbiam' - irytujące zwłaszcza w nowych wagonikach. Gustują w tym faceci przed 40 i młode siksy. Znaczy noga na nogę i chuj, że sobie o mojego laczka wynuranego w błocie przechodząca osoba upierdoli spodnie, sukienkę, spódnicę albo płaszcz. Mistrzowie potrafią zapaść się w siedzenie głęboko, przez co punkt podparcia nogi niezafiksowanej do podłoża (czyli kolano nogi opartej o ziemię) wypada dosyć wysoko. I wtedy przechodząc brudzę sobie rękę. A jak brudzę sobie rękę, to się irytuję, bo wystarczy że mi się łapy od rurek lepią. Jedyna metoda jaką stosuję na takich osobników to 'przepraszam'. W stanie upojenia alkoholowego nierzadko taką nogę strącam swoim udem ale zazwyczaj robię to nieintencjonalnie gdyż jestem pacyfistą i nie dążę do konfrontacji. Poważnie.
'Ja tam, wiesz pan, leżak na plaży wręcz uwielbiam' - to inna grupa półmózgów, bez wyjątku kolesie przed 25-30 rokiem życia. W myśl tezy, że zakładanie nogi na nogę przystoi jedynie kobietom i pedałom, oni prędzej zemrą niż tak zrobią. Ale za to robią inaczej - wyciągają nogi na całą długość przejścia i mają wyjebane na cały świat. W 9 przypadkach na 10 obrazu dopełnia bluza z kapturem, kaszkiet z nazwą laotańskiej drużyny baseballowej i słuchawki w uchu. Metoda - zatrzymać się przed nogami, pochylić, krzyknąć 'przepraszam' i iść dalej. Jak się ma tyle luzu, co ja - można przekroczyć. Zdecydowanie przekraczać gdy na dworze pada mokry śnieg, ulice toną w błocie a wy macie buty z głębokim bieżnikiem. Nawet przy niezbyt dużej dozie szczęścia ochlapiecie im spodnie i buty.
'Ja tam, wiesz pan, jaja mam ogromne' - gdyby nie byli tak męczący, to byliby śmieszni. 'Ein Volk, ein Reich, ein Fuhrer'... znaczy niekoniecznie. Jeden człowiek, trzy siedzenia na myśli miałem raczej. Po wbiciu się na fotel należy energicznym ruchem rozszerzyć nogi w ten sposób, żeby uda spoczęły na obu siedzeniach po bokach. Mile widziane są gesty w okolicy krocza (w ten sposób pokazujecie innym samcom, że nie mają u samic zgromadzonych w wagonie żadnych szans) - udać, że przekłada się penisa z prawej nogawki do lewej, zruszyć sobie jajka ruchem od odbytu do członka, albo poruszać nimi na boki. Można się też po worach podrapać. Metoda na zwolnienie miejsca zajętego przez udo metrowego maczo - w trakcie siadania mu na nodze, wychrypieć 'przepraszam'. Jak szybko będzie nogę przesuwał, może zmiażdży sobie jądro? A to by było naprawdę zabawne.
'Pierdolę ten sklep, zawsze chciałem być drwalem... znaczy dromaderem' - kolejne niezrozumiałe zachowanie stadne, czyli 'plecakiem w twarz'. Kompletnie olewam ludzi, którzy w niezatłoczonym metrze trzymają plecaki na plecach. Dużo miejsca i garb mi nie przeszkadza. Poza tym sami ułatwiają robotę złodziejom, czego pojąć nie mogę (jeżeli mam plecak, to przewieszam go przed sobą na jednym ramieniu). Do szału doprowadzają mnie kretyni, którzy widząc wagon zapchany po sufit, włażą do środka z plecakiem na plecach, po czym zaczynają go ściągać. Stan stuprocentowego amoku osiągam gdy taki debil staje przede mną, nie ściągnie plecaka, nie złapie się rury i przy każdym wstrząsie wagonika napierdala mnie swoim śmierdzącym i wynuranym w błocie plecaczkiem w klatkę piersiową, twarz albo w książkę. Bo problem nie polega nawet na tym, że boli mnie smyrnięcie materiałem. Problem polega na tym, że ludzie nie wiedzą, że plecaki można i należy przynajmniej raz na kwartał prać. Bo w przeciwnym wypadku są brudne, obleśne i śmierdzące. I mnie wkurwiają.
'Jak na zakupy, to tylko w porannym szczycie' - ten fenomen ma być może jakieś wyjaśnienie. Ja go nie znam a wszelkie sugestie są mile widziane. Mówię o porannych tłumach emerytów we wszystkich możliwych środkach transportu. Każdy ciągnie za sobą torbokółkę. I każdy robi to nie wtedy gdy autobusy śmigają mniej zapełnione (ot, choćby po 9:00 gdy wszyscy już dojechali do pracy i do szkoły). Nie, przelot o 11:00 jest zbyt mało ekscytujący. Na bazar należy jechać między 7:00 a 9:00. Bo wtedy w zbiorkomie występuje 180% zapełnienia powierzchni przewozowej i 11 ekstra torbokółek jest naprawdę bardzo żartobliwym patentem. I można przy okazji ponarzekać na niekulturną młodzież. Niech mi ktoś jeszcze raz powie, że Polacy nie mają poczucia humoru, to stuknę go odważnikiem w potylicę.
'Tańczę na rurze, czyli Poison Ivy po polsku' - uwielbiam ich wręcz pasjami. Są to ludzie, płci obojga, którzy jak się nie owiną dokoła rury, to są chorzy. Najlżejsze przypadki chorobowe obejmują tych, którzy zawijają dokoła rury rękę. Zgiętą w łokciu. I żeby się waliło i paliło, pozycji swej bronią jak niepodległości. W pustym wagoniku jest to mało irytujące. W wagoniku zapchanym po nawiewy zaczyna się robić słabo, ale tych zafiksowanych w łokciu łatwo obrócić siłą i godnością osobistą. Bo gdy tłum rusza, nie ma przebacz. Zresztą sam tak raz na pół roku się przejadę. Bardziej upierdliwi są ci, którzy przytulają się na całej swojej długości do rury, okręcają dokoła niej rękę, przytulają do niej policzek i nie popuszczą, niczym Francuzi pod Austerlitz. Bo jedna osoba blokuje w takim układzie całą rurę, której mogłoby się trzymać w normalnych warunkach jakieś 4-5 osób. Niby tłum zawsze ich odepchnie ale co się przy tym ludzie namordują (a ja uśmieję), to ich (i moje). Przypadkiem skrajnym są osoby, które najprawdopodobniej chciałyby wejść w stan głębokiej jedności z wagonikiem. W tym celu, nie dość, że okręcają się jak w poprzednim przykładzie, to jeszcze potrafią zapleść dokoła rury nogę. Bardzo fantazyjnie, nie da się ukryć. I z takimi nie da się kompletnie nic zrobić. Przez co lubię ich najbardziej, bo dla mnie są nieszkodliwi (nie muszę trzymać się rur) a ich zmagania z resztą metrowego tłumu są dla mnie bardzo zabawne. W sumie jest to najfajniejsza grupa dziwaków wagonowych.
Żeby klasyfikacja była pełna należy dodać typy występujące tylko w autobusach i tramwajach. Bo widzicie, metro jest fajne ale niektórych patentów w nim uskutecznić się nie da.
'Chciałbym mieć szparę w dupie w poprzek' - moi ulubieńcy z autobusów przegubowych. Tylko i wyłącznie młodzież do ogólniaka włącznie oraz dresiarze. To są podróżnicy, dla których zwykłe siedzenie jest zbyt gejowskie. Oni od razu po wbiciu się do autobusu gramolą się na metalową konstrukcję w przegubie. Chuj, że głową szorują o obleśną, sparciałą gumę. Chuj, że przy gwałtownym hamowaniu skręcają sobie karki o kilkunastocentymetrowy kołnierz oddzielający harmonię od reszty autobusu. I chuj wreszcie, że zimą kapie im z butów na buty bliźnich. Oni będą jechać na przegubie, społecznie, w oparciu o sześć instytucji. Bo tak.
'Lubię jebnięcie w twarz drzwiami o poranku' - głównie młodzież oraz dresowie. Gatunek endemiczny, spotykany w starych, rozpierdalających się na fragmenty Ikarusach (które uwielbiam). Pół autobusu wolne ale oni wolą stać na schodach. A gdy nadjeżdża przystanek, otwierające się drzwi przycinają im buty albo uderzają w twarz bolesną. A potem trzeba i tak wdrapać się po schodach na górę żeby wpuścić wchodzącą tłuszczę. Potrafią się tak bawić od stacji kolejowej Piaseczno do Wilanowskiej. Nawet nie próbuję ich zrozumieć. Gdy zostają zmuszeni do jazdy niskopodłogowcem, stają w odległości 3 cm od drzwi i jadą na glonojada, ale brak schodów pomniejsza frajdę. Po nadjechaniu przystanku zamieniają się w 'Revolving door'.
'Indię mię fascynują' - tylko małoletnie dziewczynki gabarytów mniejszej walizki podróżnej. Niby sięgają nogami do ziemi. Niby wygodnie się jedzie z nogami opartymi o ziemię, bo ciężar ciała rozkłada się na pośladki, uda oraz stopy i dużo wygodniej się zaprzeć na zakręcie. Ale one tak nie jeżdżą, gdyż znają wygodniejszy sposób. Wbijają wątłe pośladki w sam koniec krzesełka, zginają nóżki w kolaniętach i hop, stopy na siedzenie, podeszwy pod dupę, kolanka pod brodą i jazda. Nie pojmuję tego, gdyż w takiej pozycji ani poczytać się nie da... Co ja pierdolę, przecież one nie umieją czytać. A nawet jak umieją, to nie lubieją. Chyba, że sesemesy od chłopaka albo psiapsiółki. Wtedy i umieją, i lubieją. I jadą tak sobie do pierwszego ostrego zakrętu, bo wtedy spadają. Co, wbrew pozorom, nie jest śmieszne a jedynie żałosne. O tak banalnej rzeczy, że żadnej do pustego pudełka na oczy nie przyjdzie, że butkami nurają siedzenie, nie wspomnę, bo to przecież nie ich siedzenia. Zresztą, nawet gdyby były ich, to przecież od czyszczenia rzeczy jest mama, nie?
Tutaj skończę. Oczywiście klasyfikacja nie jest pełna, bo nie sposób opisać wszystkich pokurwieńców komunikacyjnych. Ale mam wrażenie, że udało mi się scharakteryzować większość głównych typów.
I na koniec przyznam się wam do osobistego dziwactwa. Otóż uwielbiam pokonywać ostatni, dziewięćdziesięciostopniowy zakręt (przed końcem trasy 'dziewiątki') na stojąco. Zawsze idę na koniec autobusu, łapię się rury i mam nadzieję, że kierowca będzie charakterny i w ów zakręt wejdzie po ułańsku, z przytupem i dzwonieniem panewek. Bo wtedy mogę się odchylić do tyłu i udawać, że płynę na windsurfingu. Jak zawsze powtarzałem i powtarzać będę: Polska to wolny kraj i każdy jego obywatel ma prawo do posiadania przynajmniej jednego pierdolca. Ja, między innymi, lubię udawać, że w brudnym, rozpierdalającym się Ikarusie, śmigam na desce (na której nawet nie potrafię ustać na wodzie). Dziękuję za uwagę.