Któregoś dnia, próbując po raz kolejny ściągnąc zasoby całego internetu na swój twardy dysk (ze szczególnym uwzględnieniem tabunów obnażonych kobiet z dużymi biustami), trafiłem na tekst Apokalipsa Revisited, autorstwa Saddie. I spodobał mi się kompletnie odjechany melanż stylu biblijnego i jeremiad w zestawieniu z czymś tak technicznym, jak usenet. I tak łaziło za mną, żeby coś w podobnej estetyce popełnić. I łaziło. I nie chciało przestać.

No i dnia któregoś stało się tak, że natchnienie spłynęło na mnie w najmniej oczekiwanym momencie - moment ten zdradzę na samym końcu, żeby nie psuć wam radochy z kombinowania: o co temu grafomanowi tym razem chodziło.

Od razu podpowiedź - w tekście zakodowałem sprytnie kilka nicków moich znajomych z grupy dyskusyjnej pręgierz (gdzie tekst ten zadebiutował). Osoby spoza 'klymatów' nie mają raczej szans zidentyfikować o co chodzi ale mam nadzieję, że przez to tekst nie stanie się mniej śmieszny. Bo głównie o to chodzi.

Biada

I Dnia Siódmego, stały się znaki widome na ziemi i niebie, które największych mędrców tej planety, o spazmy, płacz i zawodzenia trwożne a przeraźliwe, przyprawiać poczęły. I mędrcy ci, rzadkie włosy z głowy, rwać a pyszne ubrania zdzierać z siebie poczęli, bo najtężsi z nich na umyśle i o wiedzy znamienitej, znaków onych objaśnić nie potrafili.

I stało się, że Lupus koty polubił a Apacz gorejący spod niebios spadł na ziemię i zasię, pod slepienie nieba, gromki okrzyk 'Biada' wznieśli mędrcy, nie wiedząc, co z tym dziwem zrobić. I było to pierwsze biada.

A następnie stało się, że Wielki Żeglarz, niewiastom bezwarunkowe prawo do ciąży przyznał zaś pomniejszym żeglarzom do pływania po ambrozji a zstąpił na ziemię zastęp w ubraniach olimpijskich a liczba ich dwie miriady miriad była i poczęli nawracać niewiernych na swoją wiarę w tężyznę fizyczną, i rozległo się 'Biada'. A było to drugie biada.

Ziemia zatrzęsła się w posadach i pękła w miejscach wielu, z których lawa, gorąca niczym dech Złego wytrysnęła, gdy Pogromca Byków, Unii bezbożnej i jej pryncypiom rację przyznał i bezwarunkową chęć akcesu zgłosił. I rozległo się 'Biada'. A biada to, trzecim było.

Zasię Młody Człowiek prawo talionu uznał, i morderców jął własnoręcznie na szafot prowadzać. Na znak ten, po niebiosach znękanych, Dziki Samogon przemknął, mamiąc i psując młódź wszelaką i przywodząc ją do złego. I rozległo się 'Biada', które czwartym biada było.

I wrzód bolesny, ropiejący a smrodliwy opadł na członki kochających Ich Troje, przysparzając im cierpień ponad ludzkie wyobrażenie, gdy Ptak Pożywiający Się Martwymi, trzech kropek używać zaniechał a mędrcy na ten znak padli w proch i pył i zawodzić jeszcze głośniej zaczęli 'Biada'. I było to piąte biada. Uszu bacznie nadstawcie, bo jeszcze cztery biada przed Wami.

Niewiasta od Dysku na Elefantach na Żółwiu, mroźną porę pokochała i trzecia część wód zmarzniętych, stan swój skupienia zmieniła i obmyła smrodliwą ziemię, unosząc plugawe, psie łajno ku studniom. I mędrcy unieśli się z błota, przenieśli się na wyżyny i wznieśli ku niebiosom okrzyk 'Biada'. A było to szóste biada.

Kobieta O Męskim Imieniu przestała wytykać prostaczkom błędy czynione w piśmie a Mężczyznę Jeżdżącego Szybko Rydwanem pech na wieki opuścił. Spadł tedy na udręczoną ziemię z nieba deszcz żab, wężów sług Złego, padalców, wijów i wszelkiego plugastwa z brudu i zgnitych liściów się lęgnącego a mędrcy nie umiejąc i tego znaku wyjaśnić, zanieśli się srogim krzykiem 'Biada'. I było to siódme biada. Uszu nadstawcie, bo nadchodzą ostatnie dwa biada.

Kobieta Miana Orientalnych Samochodów wyrzuciła szatańskie liczydła o imieniu Złego 'Amigai' i zmieniła narzędzia do porozumiewania się z kręgami piekielnymi na inne, będące wytworem rękodzielników z grodu Czerwona Góra. Znękane niebiosa rzygnęły straszliwie potopem błyskawic, piorunów i gromów, rażąc tych, którzy bezbożnie na spotkaniach tłumnych, przekrzykiwali innych i treści niechciane wykrzykiwali. I rozległo się, niczym wrzask potępionych, 'Biada'. I było to przedostatnie, ósme biada.

Niech sprawiedliwi nadstawią uszu a źli i występni owe zasłonią, bo nadchodzi ostatnie, najstraszniejsze biada. Stało się, że Człowiek o Dużym Brzuchu i Krótkich Włosach zaczął prawić mądrze i czysto, znalazł stałe zajęcie i niewiastę nadobną, z którą spłodził trzy razy po trzy potomstwa płci różnej. Znękana ziemia znieść tego nie mogła i pękła niczym zgniła pomarańcza. A w otwartych czeluściach piekieł, zniknęli wszyscy emisariusze Złego, o mrocznym, niewymawialnym mianie 'Onethor'. A przerażeni mędrcy ryknęli 'Biada'. I było to ostatnie, dziewiąte biada. I cisza zaległa, ale nie trwała długo, bo ryknęła z nagła surma i oznajmiła, co oznajmić miała.

I stało się wiadomym, że nim piasek w klepsydrze przesypie się sześć razy po sześć, nadejdzie czas Wielkiego Zgromadzenia, i ostatecznej rozprawy ze Złem, bo wszystkie znaki o tym świadczą, a wiedza o ich znaczeniu dostępna jest nielicznym wybrańcom.

I stało się tak, że po dwóch obrotach klepsydry, wyruszyłem ku przeznaczeniu, przemierzając znękaną ziemię krokiem pewnym i zdecydowanym. A po kolejnym obrocie klepsydry, nadjechać miał Rydwan Ognisty, zaprzężony w dziewięć po dziewięć Rumaków Niebiańskich. Atoli stanęły mu widno na drodze zastępy Złego albo inne przeciwności, przez Nieprzyjaciela sprokurowane, bo przeszły jeszcze dwa obroty klepsydry, zanim z porażającym rykiem, Rydwan stanął przede mną.

I uszu nadstawcie, bo kolejne, cudowne rzeczy usłyszycie. Woźnica, w pysznym uniformie, koloru soku z granatu, przełamał Trzy Pieczęcie i sykiem rozwarły się wrota - bez lęku w czystym sercu wstąpiłem do wnętrza Rydwanu. A w nim ujrzałem nieliczne zastępy, wybrane do Zgromadzenia i Ostatecznej Rozprawy. Woźnica zaciął biczem wielorzemiennym i konie ruszyły z kopyta. Majestat wielki bił z Rydwanu, bo wszyscy inni rozstępowali się z respektem, a ci, którzy czynić tego nie chcieli, apokaliptycznym rykiem surm niebiańskich, przepędzani byli na boki traktu.

I znać było, że Woźnica chce zdążyć na Zgromadzenie, nim piasek przesypie się w klepsydrze sześć razy po sześć, bo Wybrani przesuwali się po wnętrzu Rydwanu, nie mogąc ustać na zdrętwiałych nogach. A wątroby ich, niczym u Prometeusza, obolałymi się stały. I po kolejnych czterech klepsydrach, widomym stawać się zaczęło, że pomimo swojej nadzwyczajnej chyżości, konie nie poradzą sobie a zastępy Złego, odporu żadnego nie znalazłszy, wezmą Ziemię w posiadanie. I czy to zły los sprawił, czy podstępne knowania Złego - dość rzec, że Rydwan nasz, u kresu drogi niemalże będąc, stanął gwałtownie przed wielką, gorejącą czerwonymi płomieniami, rozpadliną.

I na nic zdał się majestat Rydwanu, potęga Woźnicy i moc koni - zatrzymaliśmy się tuż przed miejscem naznaczonym na Zgromadzenie. Ruszyłem ku przodowi Rydwanu i oczy opuszczając pokornie do ziemi, zapytałem Woźnicy, czy nie mógłby przełamać Pieczęci jednej, pomniejszej by pozwolić mi wyjść i samemu ruszyć na Złego, którego świecące ślepia widzieć już mogłem z naszej strony prawej. Jednakowoż Woźnica (a tajne miano jego Szachtor) zakaz miał łamania Pieczęci jakiejkolwiek przed miejscem przeznaczenia i nie zmieniły jego postanowienia moje gorące i szczere błagania. Nawet użycie potężnej Inkantacji Mocy i Zaklęcia na literę P (a wymówić mi go nie wolno, bo wyrzeczone niebacznie i ku krotochwili a zabawie, spętane moce uwolnić może i pod niebem nie ma człeka, który by owym mocom zradził).

Zaiste, odwaga w nim wielka być musiała, bo nawet bliskość samego Złego (jego potworne ślepia promieniały blaskiem, od którego oczy przymrużyć musieliśmy) nie mogła tu nic zmienić, albowiem tak widać było zapisane w księgach przedwiecznych, i tak nam sądzone. Moja szaleńcza odwaga takoż, nie zmiękczyła jego postanowień. Błagania zanoszone w tym czasie przez resztę Wybranych skutek jednak widomy przyniosły, bo pęknięcie ziemi zasklepiło się po jednym obrocie klepsydry i za sprawą cudu, porosło zieloną trawą.

Rydwan ruszył z hukiem przed siebie. Trzy uderzenia serca później, dotarliśmy na miejsce - Woźnica złamał wszystkie wiążące Pieczęcie i tłum Wybrańców runął ku Złemu. Ten jednak, nie doczekawszy się nas w polu o naznaczonym czasie, ruszył przed siebie, aby siać śmierć, pożogę i zniszczenie na odległych rubieżach. A imię jego było Sto i Osiemdziesiąt i Dziewięć. A na następne hufce piekielne, przyszło nam czekać dwakroć po dwa obroty klepsydry. Tak było zapisane i niech nikt małego ducha w to nie wątpi.

Radek MWZ Teklak

Zasadniczo i pobieżnie, to rebus nie jest przesadnie trudny - wystarczy szczątkowa znajomość rosyjskiego i wszystko wskakuje na swoje miejsce. Ale dla osób, które nie domyśliły się o co chodzi, wkleję mój komentarz do tekstu, który zamieściłem w oryginalnej wersji na pręgierzu. Bo cały ten tekst był jednym, dużym piętnem pewnych zjawisk, o których poniżej.

A co piętnuję? Piętnuję kierowców rydwanów, znaczy się autobusów linii 709 i 727, które to autobusy permanentnie się spóźniają. Później próbują to spóźnienie odrobić na długiej prostej, czyli na Puławskiej. Nie dają rady a jedynym efektem ich starań jest to, że wszyscy pasażerowie mają poodbijane nerki, wątroby i inne podroby. A na grzeczną prośbę: stoi pan na czerwonym, niech mnie pan wypuści, bo autobus mi właśnie ucieka (w domyśle, jakbyś się gościu nie spóźnił, to ja bym teraz nie chciał wyskakiwać na czerwonym świetle i gonić za 189), pan Kierowca mówi: nie mogę. Wiem, przepisy. Tylko dlaczego ja, przez ich spóźnienia i przepisy BHP, ZHP, KBK i KRD, muszę się spóźniać do pracy?


Prawde mówiąc nie nie wydaje mi się, żeby czytanie po raz kolejny streszczeń było dobrym pomysłem. Wydaje mi się natomiast jak najbardziej, że uzbrojenie się w cierpliwość i oczekiwanie na kolejną kupę mojej grafomanii, może być bezpieczniejszym scenariuszem.