Tego pana nie obsługujemy
Uwaga - są wyrazy. Pewnie zapłacę za to karę umowną, bo obscena ma miejsce przed 23 ale trudno. Wyrazy zostają, bo dobrze oddają stan mojego ducha w chwili pisania .
Dżizas, kurwa, ja pierdolę. No jak ma w tym pojebanym kraju wiecznie kwękających i narzekających ludzi, chuj człowieka nie zastrzelić. Od 2 tygodni napraszam się żeby nasi rodzimi 'biznesmeni' i 'przedsiębiorcy' wzięli ode mnie pieniądze a oni kurwa nie chcą. No nie chcą, i już. To mój sklep, takie mam kaprycho, nie sprzedam panu takiego kina domowego i co mi pan teraz zrobi. Jak jeszcze raz usłyszę czyjeś narzekanie, że handel źle idzie, ludzie biedni, nie kupują, nie wydają pieniędzy a mi, biednemu drobnemu przedsiębiorcy tylko wiatr w oczy wieje, to jak pragnę zdrowia - wezmę płytę chodnikową, ławkę, palik przytrzymujący drzewko, butelkę po browarze i zajebię. Bez pytania. Strzeżcie się.
Od mniej więcej 2-3 tygodni próbuję namierzyć w sklepach różnych interesujący mnie zestaw kina domowego. Taki sobie wybrałem i nie mam zamiaru popuścić. Bo takie jest moje prawo jako klienta. Rzeczą oczywistą jest poszukiwanie oferty najkorzystniejszej cenowo i w miarę możliwości z Warszawy albo okolic. No i znalazłem sklep w Wawie (zlituję się i nie będę tym buraczanym łbom robił antyreklamy). Internetowy. A jakże. Zadzwoniłem do handlowca RTV z pytaniem czy mają ten model. Odburknął, że nie mają. Na pytanie kiedy będą mieli, uzyskałem odpowiedź: pan zadzwoni w piątek. Albo w poniedziałek. Nie wiem. Bardzo chcę mieć ten model, bo w tej cenie jest moim zdaniem najlepszy dla moich zastosowań, więc zadzwoniłem w piątek. Usłyszałem to samo, tyle tylko, że wypowiedziane dużo bardziej nieprzyjaznym tonem. Postanowiłem znaleźć jakiś namiar na szefa tego, pożal się Boże, handlowca ale nie znalazłem. Więc wysłałem mu maila, w którym napisałem mu jak wyglądały nasze rozmowy a jak mogłyby wyglądać gdyby koleś nie był bucem a pracownikiem przykładającym się do swojej pracy. Na maila odpowiedzi nie uzyskałem. No to zadzwoniłem po raz trzeci. Gadał grzeczniej ale do moich wskazówek się nie zastosował. Postanowiłem, że była to nasza ostatnia rozmowa. A przecież wystarczy powiedzieć coś takiego: 'w tej chwili nie jestem w stanie podać jakiegoś wiarygodnego terminu ale w ciągu kilkunastu minut mogę to sprawdzić u nas w magazynie/w zakupach/u importera/u producenta. Gdyby zostawił mi pan do siebie maila albo telefon, to dałbym panu znać w ciągu godziny. Oczywiście może się zdarzyć, że będzie to termin orientacyjny - tak czy inaczej proszę się wtedy ze mną skontaktować i zobaczymy jak sprawy stoją.' Niestety, dla tego pana było to zbyt skomplikowane. A zresztą, chuj z grzecznością - w myśl zasady, że klient zadowolony pochwali się 2-3 osobom, a wkurwiony obsmaruje przed 10 podam wam namiar na ten sklep. Pamiętajcie - jeżeli wybierzecie sobie towar, który mają na składzie, to zrobią wam laskę. Jeżeli w oko wpadnie wam coś, czego na stoku nie ma, poczujecie się jak w pierdolonym sklepie WSS Społem za komuny. Starsi pamiętają i pewnie nie skorzystają, młodsi mogą za darmo przekonać się jak to drzewiej bywało. Wystarczy wstukać w przeglądarce adres www.maximedia.pl, znaleźć namiar na Warszawskiego handlowca RTV i zadzwonić do niego z pytaniem. Najlepiej w piątek. Kupa zabawy gwarantowana.
Oczywiście nie koniec to przygód wkurwionego klienta. Znalazłem sobie inny sklep, który ów model miał w ofercie. Ale tylko w ofercie. Tym razem napisałem maila, dostałem odpowiedź po której odeszła mnie ochota do dalszej korespondencji. Albowiem grzecznie napisano mi, żebym się odpierdolił i nie zawracał dupy, sprzętu nie ma i nie wiadomo kiedy będzie. Normalnie przypomina mi się Bareja z, jak widać, wiecznie żywym 'jem przecież'.
Zaniepokojony tym wszystkim wykonałem telefon do importera, bo skoro model nowy, to może jeszcze do kraju nie przyjechał. Otóż przyjechał i jest do wyjęcia z ich magazynu w ciągu trzech sekund. Uzbrojony w tę wiedzę namierzyłem kolejny sklep, tym razem z Pruszkowa. Tam pan powiedział, że modelu na składzie nie mają ale zadzwoni do importera, po czym da mi znać co i jak sms-em. Może i dzwonił ale widocznie gdzieś posiał mój numer, bo się przez 3 dni nie odezwał. No to zadzwoniłem jeszcze raz. Nie mógł mi nic powiedzieć, bo za granicą był. No to zadzwoniłem 2 dni później, modelu nie ma, nie wiem, nie znam się, nie orientuję się, zarobiony jestem i wszystko mi miga. Pan wyśle mailem namiary na siebie i takie tam a ja, jak tylko będę wiedział o co jest z tym pana kinem kaman, to niemiedlienna do pana zadzwonię. Albo wyślę sms-a. Widać łącze telefoniczne Pruszków-Piaseczno mocno przeciążone, bo od wtorku pan sklepikarz nie dał znaku życia. W związku z czym pierdolę go w sam środek dupy, metaforycznie rzecz jasna, i szukam następnego sklepu. Trzymajcie kciuki, może jakiś rekord wykręcę. I będzie można napisać felieton pod tytułem 'Sam przeciw wszystkim, czyli tydzień z życia Polskiego przedsiębiorcy'. Normalnie wszyscy robią mu w poprzek, począwszy od skarbówki, przez kontrole, Sanepid, banki, ZUS i KRUS, a skończywszy na upierdliwym kliencie, który kręci się i dupę zawraca.
Ujmę to tak - pracowałem jako sprzedawca w sklepie. Krótko to krótko ale ode mnie klient nie miał prawa wyjść niezadowolony z obsługi. Mógł marudzić 10 minut, niczego nie kupić ale psim obowiązkiem każdej osoby z mojej ekipy było zainteresowanie się tym klientem i okazanie mu zainteresowania[1]. ZAINTERESOWANIA. I dzięki takiemu podejściu udawało się czasami powtórzyć akcję z dowcipu o kolesiu, który przyszedł po podpaski a wyszedł z ekwipunkiem wędkarskim, pontonem i silnikiem. Oczywiście przy zachowaniu odpowiednich proporcji. I nawet nie pracowałem na swoim a jako najemnik, u idioty na dodatek. I potrafiłem snuć się obok klienta w oczekiwaniu dużo mniejszych sum niż ta, którą planuję wydać na to pierdolone kino domowe. A teraz taka ciekawostka - jak na razie w trzech sklepach w dupie mieli klienta, który chce wydać w granicach 1500-1800 zł. Sami oceńcie czy to dużo, czy mało. Ja uważam, że nie są to drobne na piwo. Obecnie szukam kolejnego sklepu, w którym będą mieli ten model, zaś o postępach na froncie walki z klientem doniosę, jak tylko coś nowego pojawi się na tapecie.
I tak zupełnie na marginesie - stwierdziłem, że nie będę kupował Ghost in the Shell SAC w kiosku, jeno sobie go zaprenumeruję. Od mojej rozmowy telefonicznej z miłą panią, do momentu przesłania mi faktury minął równy tydzień. Im też się nie spieszyło żeby wyszarpać ode mnie pieniądze. Jakim kurwa cudem takie firmy jeszcze nie pobankrutowały to ja nie wiem. Ale jak się dowiem, to wam na pewno powiem. Do poczytania.
[1] Inna sprawa, że w sklepie pracowała banda zmanierowanych leni, obiboków i półmózgów do których nie docierało, że im więcej sprzedamy, tym więcej do podziału. Oni potrafili tylko jęczeć, że latem dobrze się zarabia ale zapierdol straszny a zimą luz ale ledwo na waciki wystarcza. W sumie cieszę się, że mnie stamtąd wyjebali a historię ową któregoś dnia muszę wam opowiedzieć detalicznie. Jest śmieszna, straszna i pouczająca.