Pójdź do mnie pacholę, ja nauczać Ciebie każę

Telewizja Polska SA

Heritage Films proudly presentado:

Wiedźmin

Odcinek 2

Nauka

Tytułem wstępu - tydzień temu obiecałem streszczenia dla tych, którzy brzydzą się serialem albo ogólnie, telewizją. I żeby słowa dotrzymać, posunąłem się do takiego poświęcenia, że odcinek drugi nagrałem na kasetę (gdyż w porze emisji byłem nieobecny w domu). I kaseta czekała sobie na jutrzejsze popołudnie. Ale się nie doczekała, bo zasnąć nie mogłem i stwierdziłem, że przed snem obejrzę sobie onego Wiedźmina. No a jak obejrzałem, to senność poszła precz i pomimo pory późnej (albo wczesnej - zależy jak na to patrzeć) coś tam stukam. Lecimy z koksem, bo odcinek był rzadkiej urody.

Dzisiejszy (a właściwie wczorajszy, bo piszę to grubo po północy) odcinek sponsorowały literki k jak knucie, krnąbrność (trzeciego stopnia oczywiście), kobiety, kalectwo oraz t jak TRUPY (wyprodukowane przez Geralta).

Od razu słowo dla tych, którzy nie oglądali - żałujcie ludzie, żałujcie bo działo się co niemiara. Odcinek zaczął się od uchylenia kolejnego rąbka tajemnicy. Wszyscy czytelnicy Sapkowskiego zachodzili w głowę na czym polegały Przemiany, Próba Traw a przede wszystkim morderczy trening wiedźminów. W Sadze coś tam się z lekka wyjaśniło, poznaliśmy Grzebień, Wahadło i kilka innych rozrywkowych gadżetów rodem z Kaer Morhen. W filmie zobaczyliśmy kolejne, zakazane i mroczne tajemnice dotyczące treningu zamieniającego wiedźminów w supermaszyny do zabijania. Jest to mianowicie bieg za koniem, na którym jedzie receptor. Receptor to taka bajerancka nazwa trenera. No i biegną we trzech: Geralt i dwaj koledzy, wannabe wiedźmaki za receptorem Osbertem. I biegną. I biegną. Aż nagle widzą polanę i receptor mówi, że biec już nie będą. Za to każe jednemu w adeptów zrzucić się z konia. Adept pcha się na rympał, koń go depcze, receptor okłada trzcinką w wyniku czego, co było skutkiem, kandydat po 3 minutach takiego traktamentu zaczyna przypominać tatara zasiekanego z jajkiem bez cebulky. I pada nagle, bo stwierdza, że o kant dupy potłuc takie wiedźmiństwo. Potem przychodzi kolej na Geralta, który zamiast przeć do przodu niczym Hufiec Mahakamski pod Brenną, zaczyna knuć. I pyk - z lewej strony końskiego łba wyhycnął ponad. I lu - z prawej. I kombo: nera, wątroba, nera, wątroba. I w potylicę i karczycho. A receptor zamiast go stratować przy pomocy konia, zaczął kombinować. Na co Geralt wykonał kilka uników, złapał konnego za rękę, rzucił nim o podłogę co zaowocowało utratą przytomności i przerobieniem ręki receptora na grzechotkę vel luźny rękaw. Z czego receptor na pewno nie będzie zadowolony, jak tylko odzyska przytomność.

A potem nadjechały, uwaga: osoby o słabych nerwach proszone są o przycupnięcie pod piecem albo na zydelku, nadjechały kobiety wiedźminy. I tak jak przepowiadałem tydzień temu - jedną z nich była ocalona z pogromu Adela. Ale nie poznała Geralta. On ją tak ale ona nie, bo przeszła lepsze próby. Wiadomo, za górami trawa jest zawsze zieleńsza (i ewidentnie mocniejsza jak widać), woda bardziej czysta, flamastry fosforyzujące do malowania wzorów na skórze bardziej fosforyzujące i nawet księżyc ładniejszy - a kobiety wiedźminki były zza góry. A może nawet spod Pagórka, nie zorientowałem się dokładnie, bo wydarzenia galopowały jak szalone. A jak już kobiety odjechały, to faceci posprzeczali się o spódniczki, Geraltowi nerw skoczył i wyłączył fonię i wizję swojemu koledze. Pięścią. A potem zaczęły się moje ulubione kawałki: Żyd Jankiel znowu deklamował. Tym razem leżąc na łożu boleści kazał Geraltowi być twardym, silnym, zwartym i gotowym. I zakazał mu mieć uczucia or sth. A potem umówił się z Geraltem na korepetycje i zajęcia dydaktyczno-wyrównawcze w okresie wakacyjnym bo przez te ciągłe zadymy, Geralt opuścił się w teorii a sesja za pasem.

A teraz drogie osoby nieletnie, proszę - udajcie się do kuchni i zróbcie sobie kanapki, bo będzie golizna. Adela goła była - caluśka, od stóp do głow i niczego nie miała do ukrycia, włącznie z bobrem cierpiącym na gwałtowne łysienie. Geralt ją w kąpieli przydybał w jeziorku. Adela zmierzyła Geralta od stóp do głów (wzrokiem) i zaczęła mówić o aseksualności wiedźminów i o nieprzystawalności tego terminu do Geralta w kontekście jego obecnych zachowań. A mówiąc po ludzku - Geraltowi stanął (przepraszam wrażliwych), czego ukryć nie szło żadną miarą bo miał luźne pantalony. Mi stanęło serce, jak to zobaczyłem.

Następna sekwencja jest z tych bardziej dynamicznych gdyż ma miejsce próba miecza czy inny pokaz walki. Adela napiera kijem bambusim a Geralt robi uniki, zwody i wzwody. I wywraca tą Adelę, kopie, podcina niczym na zabawie w remizji, tarza w pyle i kurzu drogi - no Snipes w Blade 2 się chowa, tak to szybko robią. Oko ludzkie nie rejestruje wszystkiego więc oglądałem te sceny klatka po klatce ale za długo trwało, to przewinąłem po prostu do przodu. A potem Geralt zbiera opierdol służbowy od Gruchy (Zbrojewicz jako jeden z nielicznych gra jak człowiek a nie recytuje i chwała mu za to), że nie było skrzyżowania tylko rondo. I bez świateł czy coś takiego. A nie, wróć - nie było skrzyżowania mieczy. No to Geralt daje się klepnąć w rękę kijem i przegrywa walkę. Przez co zbiera kolejny ochrzan służbowy, podczas którego Grucha uświadamia wszystkim, rycząc jak ranny bawół, na cały plac, że styl walki Geralta jest do rzyci, receptor został kaleką a knucie i krnąbrność to w ogóle zasługuje na karę śmierci (którą przecież oświecone i nowoczesne społeczeństwa zniosły jako nieludzką i niehumanitarną). Brawurowa przemowa końcowa adwokata nie robi wrażenia na prokuratorze i Geralt musi (razem z kolegami) stać dwa dni na słupku betonowym (pewnie został po elektryfikacji Kaer Morhen). Kara taka tymczasowa, i dodatkowo, żółta kartka (za nieprzestrzeganie kodeksu).

A potem następuje kolejna mordercza próba (mieliśmy już próbę Traw i Gór), z której wielu wiedźminów nie wychodzi żywymi (ale jest to poświęcenie, na które Rada jest gotowa). Jeden chodzi z opaską na oczach a drugi mu mówi: ty, Miauczek w lewo, Miauczek w prawo, Miauczek - spierdalaj. Miauczek baranie, gdzie lecisz? Geralt po dwóch dniach złazi ze słupka a po godzinie idzie w góry z przepaską na oczach. A jego nowy receptor jest zdrajcą, spiskowcem i sukinsynem strasznym a do tego Dark and Toxic Avengerem (Osberta chce pomścić). I kombinuje, że jak powie idź naprzód to się Geralt spierniczy na pysk 20 metrów w dół i pozamiatane. Ale Geralt bierze wszystko na czuja i na słuch (pamiętacie jak się przed orionem nie uchylił, bo słyszał, że nie leci w niego tylko obok?) i zamiast samemu wpaść - wrzuca swojego nowego receptora w otchłań bezdenną obnażywszy wpierwej podły spisek młodzieżowej kadry szkoleniowej. Przyznacie sami, że taki uczeń w naszym systemie szkolnictwa podstawowego raczej by miejsca nie zagrzał. Dwa dni: kaleka i trup. Świadectwa z paskiem i wyróżnieniem raczej nie będzie Geralcie, oj nie będzie. Złazi w tą przepaść, targa truchło receptora na plecach do siedliszcza wiedźmińskiego, rzuca na podłogę na placu i czeka na sygnał. A sygnały nie są dobre. Gdyż popada nasz bohater w tiurmu a Rada czyni kolejny sąd (coś Szczerbic za dużo Grishama chyba czytał w trakcie pisania scenariusza).

Potem są jakieś kocopałki, których nie skumałem, bo czekałem na akcję i rzeź a dostałem facetów w workach po nawozach gadających o dyscyplinie, autorytecie, sukcesji i przewrotach pałacowych. Więc może ten kawałek pominę w rozważaniach - konstatacja jest taka, że wiedźmini Geralta szkolić nie będą. Dobrze, że przynajmniej oczyszczają go z zarzutów. Dziękuję - obrona nie ma więcej pytań. Geralt dostaje trzeciego receptora - tego sympatycznego staruszka, który w poprzednim odcinku wywiózł go do lasu i kazał rzezać karby na drzewie. I zaczyna chodzić na korki do Jankiela, tfu... znaczy się do master Yody, podczas których uczy się fajnych sztuczek z oczami, ziołami (co oni kurde tak z tymi ziołami, jaracze przebrzydli?) i lustrzanymi odbiciami.

A potem, uwaga młodzieży, kanapeczka już była więc może teraz by jakiejś herbaty zaparzył, co? Poszli? To jedziemy, byle szybko bo znowu będzie nieobyczajnie. Otóż Adela zaskoczyła Geralta podczas medytacji, wsadziła sobie jego rękę pod bluzkę i obiecała mu, że nauczy go dobrego bicia serca. Przez co Geralt na korkach nie mógł się skoncentrować, zaczął stawiać trudne pytania (mistrzu, do czego służą kobiety?, mistrzu, dlaczego wiedźmini są aseksualni i co to znaczy?). No poruta na maksa. Szczęśliwie master Yoda klaruje Geraltowi, że kobiety to kwiaty tej ziemi i rodzą inne kwiaty (co jest anatomiczną niemożliwością bo by się łodyga i listki połamały i pomiętoliły w drogach rodnych, ale nic to). I o miłości też jest rzewny kawałek, taki bardziej do wzruszenia się, co uczyniłem. A potem następuje skandal - w prajm tajmie pokazują cycki na zbliżeniach. Z sutkami sterczącymi. To Adela uczy Geralta jak się pukać. Tfu, wróć. Uczy Geralta pukania. Ożesz k... twoja, uczy na łące Geralta bicia serca. Nie wiem tylko dlaczego są goli. To ma chyba jakiś związek z sekszeniem się ale głowy nie dam bo jeszcze rosnę i nie przerabialiśmy tego ani na podwórku, ani na biologii. Po czym następuje pierwsze z wielu w życiu Geralta, burzliwe rozstanie, podczas którego dowiaduje się, że jest słabiak i do tego kiepski (sie czepiła - przecież chłopak robił to pierwszy raz więc oczekiwanie cudów jest co najmniej nie na miejscu). A w następnej scenie okazało się, że Adelę podpuścił Grucha - miała zeznać, że z Geralta taki mutant i wiedźmak jak z mysiej i że jest facetem, który z gołą babą jak najbardziej ten tego. Aż się zarumieniłem na myśl o tak podłej prowokacji. Ale Adela staje okoniem, pokazuje Grusze wała, kij ci w dupę, nic nie powiem. I odjeżdża, po skasowaniu dniówki oczywiście.

Kolejna scena spotęgowała mój, i tak niemały, stupor. Oraz zamęt grubymi nićmi szyty. Najpierw Geralta zakuwają w zbroję, chyba jakąś płytową (ale mogę się mylić), misiurkę, kolczugę, ochraniacze na nogi i łokcie, nasadzają na łeb szłom żelazny i każą iść odebrać świadectwo i dwa nagie miecze. Potem, w przebitce, Jankiel namaszcza następcę i umiera. Ale twardy jest i do samego skonu deklamuje, wzbudzając mój aplauz niekłamany i radość wielką. Następnie Grucha daje trzem kandydatom po dwie kosy i talizmanie na szczęście. Talizman waży jakieś pół kilo i jest sukinsyn wielki jak babci placek. Albo krowi. Aż próbowałem sobie wyobrazić słynną scenę walki Cahira z Bonhartem, podczas której ten ostatni rozchełstuje koszulę na piersi i wyciąga kilka takich medalionów. Bzdura, bo żadnej walki w takich cyrkumstancjach by nie było. Po prostu medaliony przecięłyby Bonhartowi szyję swym ciężarem. No ale nic to. Chłopaki wieszają sobie te odważniki na łańcuchach na szyjach i czekają na najlepsze. No i dostają: zielarz i aptekarz cechowy daje chłopakom niezbędnik narkoma... znaczy się ziele jakieś i eliksiry ale mówi, żeby nie nadużywali bo samo nieszczęście od tego. I łeb ciężki.

A potem następuje grand finale, po którym wychodziłem z osłupienia jakiś kwadrans. Ma miejsce Ostateczna Próba Mieczy, podczas której na Geralta napuszczają jakiegoś miejscowego czempiona (skojarzenia z Gallem Anonimem i Maximusem z Gladiatora jak najbardziej na miejscu). Też zakutego w zbroję i w kasku na głowie. I tak się okładają tymi katanami jak łan kmiecy cepami okutymi pod Vyzimą. Tyle w tym finezji i poetyki walki co w sławnej scenie śmierci marszałka Menno Coehoorna, którego ... a zresztą, przeczytajcie sobie jako odtrutkę po kolejnym, rewelacyjnym odcinku. A, wróć. To jeszcze nie koniec. Czempiona znudziło płazowanie Geralta, zdjął hełm i zaatakował, rzec by można frontalnie - Bóg jeden wie dlaczego. Ale po pierwsze, Geralt na korepetycjach poznał tajemnicę spojrzenia. Po drugie, szarawary, tak wygodne na treningach aikido, w czasie walki nie sprawdziły się. A konkretnie podczas owego ataku na rympał. I na dodatek te kolczugi im przydługie zapodali więc plątały się podczas biegu miedzy kolanami. I stało się tak, że Geralt zrobił oponentowi skuteczną tracheotomię ale ponieważ pogotowie akurat strajkowało, to czempiona nie dało się odratować. Zresztą i tak pewnie nie mieli odpowiedniej grupy krwi do przetoczenia. Owym aktem szczególnego zwyrodnienia, (powinien dać się zabić) Geralt ściągnął na siebie niechęć wszystkich oprócz receptora, który poklepał go po ramieniu. I co miał chłopak zrobić? Posłuchał rady Kaczmarskiego i wyjechał w Bieszczady. Ale kino. A na koniec znowu usłyszeliśmy słynną balladę Jaskra o zimrodku co wylądował w wychodku. Wyciemnienie. I natychmiast 50 gram, bo na trzeźwo to jest nie do przyjęcia. Do następnej niedzieli.

Radek MWZ


Jak skończyłeś czytać i chce ci się dalej katować, to tędy można wrócić do pozostałych streszczeń